wtorek, 1 lipca 2014

Sesja zdjęciowa

Plany urlopowe zostały lekko pokrzyżowane przez pogodę. Pierwsze kilka dni jest zimno i mokro. Zaplanowane dalsze wycieczki na moto muszą poczekać. Mimo niepewnej pogody, zdecydowałem się na krótki wypad po okolicy miejsca, w którym odpoczywam. Planuję kilka punktów i ruszam w drogę. A może bardziej będzie pasowało w bezdrogę? Nie będzie to żaden hardcore, ale kilkadziesiąt kilometrów przejadę bocznymi ścieżkami. Na początku natrafiam na kilkanaście sztuk bocianów .


Docieram do tamy na Liwcu w Kalinowcu. Słyszałem wielokrotnie o tym miejscu, ale nigdy tu nie trafiłem. Okazało się, że tama umiejscowiona jest kilkanaście metrów od drogi Łochów-Węgrów.





Po zrobieniu kilku zdjęć ruszam polną drogą wzdłuż rzeki. Jadę tak parę kilometrów. Raz pośród pól, innym razem przez mały lasek. Cały czas u prawego boku towarzyszy mi Liwiec.



W pewnym momencie droga zaczyna się zwężać, krzaki wokół gęstnieją. Dwa ślady wyjeżdżone przez koła przechodzą w wydeptaną ścieżkę, by po chwili urwać się w dzikim gąszczu roślinności. Kilkadziesiąt metrów dalej jest skarpa, a dalej rządzi już rzeka. To jest ostateczny moment na zawrócenie.






Podczas drogi powrotnej robię kilka przerw na sesje zdjęciowe. Skłaniają mnie do tego dość ciekawe warunki krajobrazowe oraz pogodowe. Burzowe chmury krążą nade mną od momentu wyjazdu. Na szczęście nie pada.








Po zrobieniu kilkudziesięciu fotek, wyjeżdżam na szosę i jadę w stronę Węgrowa. W miejscowości Starawieś znajduje się zespół pałacowo-parkowy. Niestety, wygląda na to, że nie jest on udostępniony do zwiedzania. Robię kilka zdjęć z zewnątrz. Początki pałacu sięgają XVI wieku.




Odjeżdżając spod pałacu, skręcam w pierwszą boczną drogę, która po chwili przechodzi w szeroką szutrówkę. Pędzą nią kilkanaście kilometrów, by wylądować w Miedznej, skąd udaję się w stronę miejscowości Kosów Lacki. Następnie trafiam na drogę wijącą się przez las. Postanawiam zrobić kolejną krótką sesję zdjęciową.




Po kilku minutach przy drodze pojawia się wał przeciw powodziowy. Po jego przejechaniu okazuje się, że dotarłem nad Bug. Korzystam z okazji i robię kolejną przerwę na zdjęcia.








Chmury przybierają coraz ciemniejszą barwę. Decyduję się na ewakuację, choć, jak się okazuje, robię to trochę za późno. Gradobicie dopada mnie w okolicach Małkini Górnej. Czekam kilkanaście minut, aż przestanie padać.



Na szczęście wychodzi jeszcze słońce i udaje mi się trochę przeschnąć. Docieram do Broku, gdzie tankuję moto i rozpoczynam poszukiwania ruin zamku. Niestety, nie udaje mi się ich znaleźć. Będę musiał zrobić lepsze notatki. Znajduję za to kurhan grzebalny z XVII wieku, w którym pochowano ofiary epidemii dżumy (około 1500 osób).




Znów zaczyna padać, dlatego decyduję się na powrót do bazy wypadowej. Delikatny deszcz przechodzi w ulewę, która towarzyszy mi przez końcowe kilometry.

Mimo niesprzyjającej aury, wypad zaliczam do bardzo udanych. Pojeździłem trochę bocznymi ścieżkami, odwiedziłem miejsca, których dotąd nie miałem okazji odwiedzić. Zebrałem kilka nowych doświadczeń. Niebawem kolejne wypady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz