piątek, 6 czerwca 2014

Dzień Dziecka w ruinach zamku w Szymbarku

Norbert zadzwonił w sobotę. Od pierwszej chwili rozmowy dało się wyczuć podekscytowanie:
- Latasz jutro? 
- Tak.
- To przygotuj trasę. Jadę z tobą.
- Ok. Ile masz czasu?
- Zadzwonię później. Negocjuję.
Rozłożyłem mapę Kampinosu. Wsparty googlami, wypisałem kilka miejsc i plan był właściwie gotowy. Wieczorem okazało się jednak, że możemy polecieć gdzieś dalej. Norbert dostał od żony cały dzień wolnego (dzięki Anetko;)). Zatem też będziemy mieć swój Dzień Dziecka.
Poszperałem trochę po forach motocyklowych i na ADV znalazłem opis wypadu do ruin zamku w Szymbarku. Czemu nie? W google maps wpisałem miejscowość i wyszło na to, że to ponad 450 km w jedną stronę. Nie zgadzało mi się jednak województwo. Przecież mi chodziło o Szymbark w warmińsko-mazurskim, a nie w pomorskim. Mała korekta i już mniej więcej wiem, w którą stronę mamy jechać.
W niedzielę przed 9 melduję się w Kamienicy. Stąd, po kawie i krótkiej rozmowie, ruszamy. Założenie jest takie, aby jechać bocznymi drogami. Korzystamy więc z opcji 4x4 w nawigacji i jazda. 
Słońce miło świeciło i wydawało się, że będzie dość ciepło. Szybko jednak okazało się, że podczas jazdy jest chłodnawo. Przypominam sobie o grzanych manetkach i szczelnie zapinam kurtkę pod szyją. W myślach robię sobie wyrzuty, że zapomniałem o kominiarce. 
Tempo mamy średnie. Ani za szybkie, ani za wolne. Przejeżdżamy przez kilka urokliwych miasteczek, których rynki żyją Dniem Dziecka. W warmińsko-mazurskim zjeżdżamy z asfaltu. Kilka dobrych kilometrów jedziemy szutrowymi i piaszczystymi drogami wśród kolorowych pól. Cieszymy oczy widokami. Zaczynają się pierwsze jeziora przebłyskujące pośród drzew. Jest pięknie. 




Pod Iławą jedziemy nowym asfaltem, który wije się pośród gęstego lasu. Droga - po prostu bajka. Wszystkie te widoki, mijane miasteczka i wioski przywracają mi w pamięci obrazy z wakacji. Wystarczy podnieść wizjer w kasku, aby poczuć to jeszcze bardziej. 
Im bliżej celu, tym więcej pojawia się robót drogowych, jakieś mijanki, utrudnienia. Nawierzchnia pozostawia trochę do życzenia. Fajnie jednak, że te drogi są robione. W przyszłym roku pewnie nikt nie będzie pamiętał o utrudnieniach, a będzie się cieszył z gładkich jak stół nawierzchni. Ok, może trochę popłynąłem.
Do celu docieramy po około 3 godzinach jazdy. Naszym oczom ukazują się ceglane ściany XIV-wiecznego zamku. 



Oglądamy budowlę, robimy kilka zdjęć, obchodzimy zamek dookoła. Niestety, nie mamy możliwości dostania się do środka, nad czym trochę ubolewamy. Jednak i z zewnątrz ruiny robią wrażenie. 








Spod zamku odjeżdżamy leśną dróżką.


Po kilkunastu minutach, przejeżdżając przez kilka zamkniętych odcinków remontowanej drogi, docieramy do Susza, gdzie robimy rundkę po ścisłym centrum, po czym objazdami kierujemy się w stronę Iławy. Robi się dość późno, a przed nami jeszcze ok. 200 kilometrów. Zmieniam w nawigacji wybór drogi na "szybką", jednak okazuje się, że w ten sposób musielibyśmy wracać "siódemką", czego chcieliśmy uniknąć. Rzut oka do atlasu i wyznaczamy kilka celów pośrednich. W taki sposób, mniej uczęszczanymi drogami, przejeżdżamy przez Żuromin, Bieżuń, Raciąż i Płońsk, z którego wyjeżdżamy na "siódemkę". Po kilku kilometrach robimy ostatni postój w Załuskach, gdzie, po kilku minutowej rozmowie, żegnamy się.
Norbert ma już rzut beretem do domu. Ja, przez Nowy Dwór Mazowiecki i Jabłonnę docieram w swoje strony. Jest już ciemno, gdy parkuję moto. To był bardzo udany dzień. 


więcej zdjęć znajdziecie tutaj