niedziela, 23 sierpnia 2015

Mazowiecka włóczęga

Na ostatnie urodziny dostałem w prezencie "Polska przewodnik motocyklowy". Grzechem byłoby nie skorzystać z zawartych w nim propozycji. Na pierwszy rzut poszła Trasa warszawska nr 1 - Mazowiecka włóczęga, jak się później okazało, z małymi modyfikacjami, ale jak mogłoby być inaczej.

Całość trasy ma ok. 270 km. Wystartowałem dość późno, bo po 10. Kierunek - zachód z odbiciem na północ. Pierwszy punkt (nie opisany w przewodniku, ale wielokrotnie obok niego przejeżdżałem, więc wreszcie trzeba było się zatrzymać, choć na chwilę), cmentarz wojenny w Laskach.






Kolejny cel podróży - najgrubsze drzewo w Polsce, które rośnie sobie (lub może bardziej - rozrasta się) w parku w Lesznie, do którego docieram bocznymi ścieżkami.



Niestety, słabo orientuję się w terenie i rzeczonej Topoli-rekordzistki nie udaje mi się zlokalizować, ale co się odwlecze...już w domu sprawdziłem dokładnie, jak należy dojechać do tego parku, więc przy następnej okazji się spotkamy. Ruszam w stronę Sochaczewa główną drogą, m.in. przez Kampinos:



Nie wjeżdżam jednak do centrum Sochaczewa, a na przedmieściach odbijam w stronę Śladowa.


Dalej lecę na Brochów, gdzie skręcam w stronę kościoła, który swego czasu był budowlą obronną oraz niemym świadkiem walk nad Bzurą. Świątynia była wielokrotnie niszczona i odbudowywana. Obecna wersja sięga XVI wieku. We wsi trwa właśnie jakiś festyn, więc prędkością spacerową, wśród tłumów przeciskam się do jakiejś luźniejszej drogi. Mijam zabytek i po kilkunastu minutach w "korku" docieram do drogi, która przez Janów dowiezie mnie do szosy na Śladów. W Janowie zatrzymuję się przy miejscu pamięci narodowej.




Fajną nawierzchnią, w pięknych okolicznościach przyrody (skraj Puszczy Kampinowskiej) docieram do nowego mostu na Bzurze, gdzie kręcę się chwilę w jego okolicy.





Powoli zaczynam kierować się w stronę Płocka. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów mój wzrok przykuwa drogowskaz "Uroczysko". No nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał z zaproszenia.






Następnie trafiam na taką ciekawostkę:


W Słubicach i Studzieńcu mijam pałacyki. Niestety, popatrzeć na nie można zza bramy.







W Dobrzykowie zatrzymuję się przy XVIII-wiecznej świątyni.






Zbliżając się do Płocka, podejmuję decyzję, że jednak odpuszczam to miasto. Mam za mało czasu, a zbyt dużo kilometrów przede mną. Skręcam zatem w stronę Łącka, w którym mijam okazałą stadninę ogierów. Nie robię jednak fotek z zewnątrz, tylko czym prędzej pędzę do Oporowa, gdzie czeka na mnie zamek z pierwszej połowy XV wieku oraz przy zamkowy park. W budynku znajduje się muzeum, gdzie zgromadzono dość sporo ciekawych eksponatów. W tym miejscu robię dłuższy postój.













Jakie dzieci kiedyś były brzydkie;)







Z Oporowa decyduję się na obranie kierunku dom. Po drodze, w miejscowości Luszyn, zatrzymuję się jeszcze przy pałacu.



No i stąd, już właściwie bez przystanków, przez Sochaczew, Żelazową Wolę, itd. lecę do Warszawy. Aha, mam jeszcze jedno, ostre hamowanie, ale tego nie mogę odpuścić. To w końcu, dzięki mojej Pani Asystent, od której dostałem przewodnik z początku relacji (nota bene, niezła z niej przeciwniczka moto), dzisiejsza wycieczka doszła do skutku. Zatem robię ostatnie zdjęcie-prezent.


Hm, spostrzeżenia - na tej trasie jest mnóstwo obiektów do obejrzenia. Zrezygnowałem z kilku z przewodnika i z kilku widzianych po drodze. Na pewno wrócę w te rejony, a wtedy wątek będzie kontynuowany.