niedziela, 22 września 2013

Prezent urodzinowy

Praca, praca, praca. Dawno się nie odzywałem, bo i nie za bardzo jest kiedy. A kilka rzeczy do opisania jest. Pierwsza i bodaj najważniejsza, to zakup nowego moto. Taki właśnie prezent sprawiłem sobie na urodziny, ale może po kolei...

...od powrotu z urlopu chodziła mi po głowie zmiana moto. Myślałem o czymś bardziej uniwersalnym, czym bez stresu zjadę z asfaltu. Co prawda, zakup planowałem na przyszły sezon, ale jak to w takich sytuacjach mam, pomysł jak wlazł mi do głowy, to wyjść nie chciał. Zaczęło się przeglądanie forów internetowych i ogłoszeń. Opcji było kilka, aż pewnego dnia trafiłem na ofertę sprzęta, którego w ogóle nie brałem pod uwagę. Do tej pory najbardziej myślałem o Hondzie Transalp, ewentualnie o Yamaha XTZ, a pojechałem obejrzeć Kawasaki KLE – dla mnie totalna egzotyka. Co mnie więc skłoniło do tego kroku? Pierwszy właściciel w Polsce rzeczonego motocykla dokumentował całą jego historię w serwisie motostat oraz na forach. Z zapisków tych wynikało, że moto jest serwisowane na bieżąco oraz zostały wyeliminowane choroby wieku dziecięcego modelu (m.in. rozpadające się koło magnesowe, problemy z napinaczem łańcucha rozrządu). Krótko: o motocykl było dbane. Poza tym KLE wyposażone było m.in. w 3 kufry, olejarkę do łańcucha, grzane manetki – czyli wszystko, co sam dokładałem do XJ i za co w tym przypadku nie będę musiał dodatkowo płacić. Po krótkiej rozmowie z obecnym właścicielem podejmuję decyzję: jadę! Jeszcze tylko musiałem załatwić kierowcę, ale z tym nie było dużego problemu (dzięki Norbert). Zatem w sobotę 10 sierpnia ok. południa ruszamy do Zabrza.
W trakcie drogi targają mną mieszane uczucia (a bo rocznik 1991, model mniej od innych popularny w Polsce itp.). Swoje 3 grosze dokłada też pogoda. Poniżej zdjęcie z trasy. No, ale jak się umówiłem, to trzeba chociaż pojechać i obejrzeć. Słowo droższe od pieniędzy. Choć w duchu wiem, że i tak stanę się właścicielem tego moto. No chyba, że okazałoby się, że jest złożone z czterech i zostawia 3 ślady. W mojej decyzji utwierdza mnie dość marudny dzisiejszego dnia kompan, który w drodze powrotnej ma wracać Mercem;)



Nie bez komplikacji dojeżdżamy pod wskazany adres. Krótkie oględziny, przejażdżka. Jest dobrze. Rozpędza się, nie ściąga, hamuje. Czego chcieć więcej? Jeszcze tylko ustalenie ceny, spisanie umowy i w drogę powrotną. Pierwsze 300 km na nowym nabytku. Trochę czasu zajmuje mi przyzwyczajenie się do nowej pozycji, ale już wiem, że się dogadamy.
W drodze powrotnej pogoda jest łaskawa. Dopiero w Warszawie, w okolicach ronda Zawiszy łapie nas delikatna mżawka, która towarzyszy nam przez ostatnie kilometry. Pierwszą noc w nowym domu motocykl spędza w garażu.

a oto i bohater (zdjęcie zrobione jeszcze przez poprzedniego właściciela)



i już przeze mnie na pierwszych przejażdżkach