sobota, 6 sierpnia 2016

Cześć i chwała bohaterom

Pewnie kojarzycie zespół Sabaton. Może nie jesteście fanami mocnego grania, ale o ich kawałku "40:1" było swego czasu głośno w naszym kraju. W niewiele ponad 4 minuty szwedzcy metalowcy oddali hołd polskim żołnierzom, którzy w ciągu 3 dni września 1939 roku stawiali dzielny opór przygniatającym siłom wroga. Tytuł utworu nawiązuje do dysproporcji między polskimi obrońcami a niemieckimi najeźdźcami. Na jednego Polaka przypadało 40 hitlerowców. 

Wstyd się przyznać, ale o całej historii dowiedziałem się właśnie dzięki Sabatonowi. Czas nadrobić zaległości. Wizna to kolejny cel mojej wycieczki. Dodałem jeszcze kilka innych, ciekawych punktów i powstała dość długa trasa jak na jeden dzień, dlatego wyjechać musiałem wczesnym rankiem. Tak też się stało, choć moto na początku się zbuntowało. Wyjechałem za bramę i zszedłem ze sprzęta, żeby ją zamknąć. Zrobiłem ze trzy kroki i słyszę delikatne "łup". Kosa zagłębiła się w ziemi i Klekot położył się na lewym boku. Jeszcze chciał pospać? Nie mogłem jednak tracić czasu. Pogoda zapowiadała się wyśmienicie, nie było na co czekać.


Przez Brok i Ostrów Mazowiecką docieram do Zambrowa, gdzie wbijam w nawigacji Wizna i zmieniam ustawienia "na azymut". Zobaczymy, co warta jest taka zabawa. Opuszczam miasto i kręcę się po bocznych drogach. 



W pewnym momencie docieram do skrzyżowania. Mam do wyboru w lewo lub w prawo. Ale, ale, dostrzegam jeszcze wąską drogę polną. Hm, czemu nie? W taki sposób gubię się na dobre kilkadziesiąt minut wśród pól uprawnych. Jeżdżę po śladach zostawionych przez traktory. Docieram do miejsc, gdzie te ślady po prostu się kończą i trzeba zawracać. Jadę na nosa, bo nawigacja nie pokazuje żadnych ścieżek. W pewnym momencie, gdy myślałem o powrocie na asfalt, droga zaczęła nabierać bardziej cywilizowanych cech, a w oddali dostrzegłem zaparkowany samochód. Najpierw jeden, później następny i kolejny. Okazało się, że trafiłem nad Narew.
















Wreszcie wykaraskałem się na łono cywilizacji i dotarłem do Wizny. Tutaj szukałem śladów upamiętniających  dzielnych walk toczonych we wrześniu 1939 r. Jak się okazało, szukać ich należało kilka kilometrów dalej. W ten sposób trafiłem do Góry Strękowej. Niestety, i to nie było to miejsce. Z początku myślałem, że po prostu nie mogę znaleźć miejsca pamięci. No faktycznie tak było, ale wiązało się to z tym, że powinien był szukać w Stękowej Górze. Niby różnica niewielka, ale faktycznie znacząca. O swojej pomyłce dowiedziałem się dopiero z tablicy informacyjnej na początku Drogi Carskiej. Postanowiłem, że miejsce bohaterskiej bitwy odwiedzę w drodze powrotnej,








Droga Carska to głównie długa prosta, jednak poprowadzona pośród lasów puszczy, mokradeł i łąk. Piękne okoliczności przyrody, a emocje potęguje możliwość spotkania na swej drodze dzikich mieszkańców boru, z łosiami na czele, o których obecności informują i przed którymi przestrzegają liczne znaki.

W niedługim czasie dotarłem do miejscowości Twierdza-Osowiec, gdzie znajduje się ogromny kompleks wojskowy wybudowany w drugiej połowie XIX wieku. Część zabytku wykorzystywana jest wciąż przez wojsko, ale część (podziemne korytarze pierwszego fortu) jest przeznaczona do zwiedzania. Miejsce opiekuje się i oprowadza po nim Osowieckie Towarzystwo Fortyfikacyjne. Akurat gdy podjeżdżałem pod obiekt, formowała się grupa chętnych. Po uiszczeniu kilkuzłotowej opłaty, spisaniu danych i sprawdzeniu przez wartownika ich na bramie wejściowej, zagłębiliśmy się w historię. Całość zwiedzania trwa ok. 2 godzin, a indywidualnie można się umówić na 9-cio godzinny maraton. Jednak dla mnie i ta wersja "ligth" była bardzo ciekawa. W muzeum można było obejrzeć ciekawe eksponaty, pośród murów, w tunelach, podziemnych przejściach poczuć klimat tego miejsca. Barwna opowieść przewodnika dopełniła całości. Z czystym sumieniem mogę polecić to miejsce do zwiedzania.





























Po dwugodzinny, historycznym spacerze, kieruję się w stronę głównego celu mojej dzisiejszej wycieczki. Mijam wsie i miasteczka, miejsca upamiętniające polskich bohaterów.





Wreszcie docieram do miejsca najważniejszego. Tutaj rozegrała się krwawa bitwa w obronie polskich ziem. Tutaj Polacy, pomimo ogromnej przewagi liczebnej wroga, przez 3 dni bohatersko bronili swoich pozycji. W trakcie walki 10 września rodacy otrzymali od nazistów ultimatum: poddacie się lub wszyscy jeńcy wzięci do niewoli zostaną rozstrzelani. Kapitan Władysław Reginis, po namyśle, wydał rozkaz opuszczenia schronu. Sam jednak w nim pozostał i odbezpieczył granat.











W drodze powrotnej zahaczam jeszcze o Nowogród. Skansen kurpiowski jest już, niestety, nieczynny, ale natykam się na inne, ciekawe, historyczne miejsca.












Miejsce straceń w Ostrołęce.






Cmentarz wojenny w lesie przy szosie.






Krótka wycieczka po bliskim Podlasiu, a tyle ciekawych miejsc. Przepraszam za małoszczegółową relację, ale dokończona była po dwóch latach od wypadu. Wiele rzeczy na pewno mi umknęło. Jednego jestem pewien. Region ten trzeba zwiedzić. To kawał historii naszego kraju. A do tego piękne widoki, urokliwe miasteczka, życie jakby wolniej płynące...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz